poniedziałek, 21 października 2013

Nagle październik.

Trochę wolę żyć, niż pisać, ale może czasem warto coś zapamiątkować. Żyć znaczy dzieciom poczytać, z mężem pograć, samej blogi pośledzić.

Najpierw o sobie. Nie może być zawsze Ω.
Do października wyrobiłam się ze zbieraniem punktów edukacyjnych obowiązkowego kształcenia ustawicznego, ale żeby zaraz jechać do izby i się rozliczać, to byłaby nadgorliwość.
Zdążyłam rzutem na taśmę biorąc udział z skompresowanej ilości szkoleń we wrześniu. Jedno szkolenie odbyłam stacjonarnie w Szczyrku. Trwało sześć dni, ale mimo moich obaw wszyscy w domu przeżyli. W szkole co prawda nawarstwiło się różnych problemów. Gruchnęła jedna afera. Naciągnęłam po powrocie. A szkolenie super, ludzie super. Takie nowe dla mnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat - pojechać gdzieś sama i nowych ludzi poznać. W dzień kursy, wieczorami testy, w góry nie poszłam ani razu. Raz pobiegałam po wsi, żeby przewietrzyć mózg i prawie stratowała mnie sarna. Raz z ekipą wybrałam się przez ulicę na wino grzane. Tyle. Ja chyba lubię być nolife'em.

Robótkowo się trochę podziało, ale w większości znowu nie mam zdjęć.






















 Na koniec nie moje, tylko Q: