piątek, 16 marca 2012

och i fry

   Napisałam się, namarudziłam i ff się powiesił. No to nie piszę tego drugi raz. Było o moich wątpliwościach co do szkół integracyjnych.
   W szkole cały czas bez zmian. Próbują nas namówić na pierwszą klasę gdzieś indziej. Zaczynam się nad tym zastanawiać. To trudna decyzja. Nowe środowisko, inni koledzy, dojazdy. Niestety aktualnie z tego, co się dzieje w szkole Ω prawie nie korzysta. Wychodzi z sali, nie uważa, przeszkadza. Nie chce brać udziału w angielskim, rytmice, religii. No to trochę bez sensu taka szkoła, korzyści z niej tyle, co ze świetlicy. A w Pruszkowie nauczyciel wspomagający jest tylko 10 h w tygodniu. Czyli tyle, co nic w proporcji do potrzeb.

  Wstawiam dwie fry. Byłam coś winna asystentce za worek włóczek. Dałam jej do wyboru te dwie rzeczy z kordonków z jej worka. Wolała naszyjnik, ale był za krótki nieco, bo nie wszyscy lubią obroże. Zrobię nowy. Zaskoczyłam ją i w zamian przyniosła mi koraliki typu perłowy ryż.
   Planuję zrobić z nich kolczyki, bo mam akurat niepełne czółenka tej niebieskiej.

wtorek, 6 marca 2012

Gorszy okres.

     Niestety, ostatnio Ω ma gorszy okres. Ze szkoły wciąż uwagi. Czapkę koledze w błoto wrzucił, nie bierze udziału w rytmice, na religii poszedł sobie, nie było go pół godziny. Z zajęć Stowarzyszenia wyleciał 2 razy w pół godziny. Bywa agresywny, nawet pani od angielskiego oberwała. Wczoraj na angielski nie raczył pójść w ogóle. W domu sobie radzę, ale w szkole zaczyna się masakra. 
     Zaczynamy nową terapię treningu umiejętności społecznych. Może to, a może mijanie przesilenia wiosennego coś zmienią. W styczniu było momentami super. Bywał grzeczny, pracował na lekcjach. Zmotywował go kolega obiecując drogą zabawkę.
     Sama nie chcę korzystać z niewychowawczego przekupstwa. Próbuję mu tłumaczyć użyteczność szkoły, potrzebę znajomości angielskiego, konieczność kulturalnych zachowań i kontrolowania agresji. Ω bardzo chce przystąpić do I Komunii Św., ale to go nie przekonuje do szanowania siostry na religii. Momentami witki opadają.
     Ale... jedziemy dalej. Tłumaczę, co mogę, krótko i na temat, możliwie na bieżąco. Zawożę na wszystkie zajęcia. Staram się utrzymywać w domu miłą atmosferę, żeby się nie ładował negatywnie przed wyjściem z domu. Hodowaliśmy roślinki, hodujemy kryształy. Pilnuję, żeby codziennie wieczorem mu czytać.
     Zbieramy 1% na Stowarzyszenie. Ciągniemy siłami z rezerw, ale ciągle jeszcze je mamy. Jako rodzice ciągle mamy głębsze rezerwy. Tak obserwuję po Stowarzyszeniu. Wiele dzieci teraz się "posypało". Niektóre przechodzą na nauczanie indywidualne. To jest trudne dla Rodziców, momentami traci się poczucie sensu tego całego, ogromnego, codziennego wysiłku wychowania i rehabilitacji. Nie wiem, co mają powiedzieć w sytuacji zmęczenia własnego materiału rodzice podopiecznych hospicjów...
     Niespecjalnie optymistyczny akcent mi się trafił na koniec posta. Siadam do frywolitki, niech mi się fale mózgowe ustawią w alfa i złapię nieco spokoju. Kończę niebieski naszyjnik.

Równowaga, równowaga, równowaga...i jest równo! (Xiao Po)