piątek, 28 grudnia 2012

Świątecznie.


 Z okazji zrobiłam stroik, a mąż poczynił spostrzeżenia. Że najkorzystniej byłoby mieć Wigilię we własnym, maleńkim, pięcioosobowym gronie, bo goście/pobyt w gościach rozstrajają Aspiego i zdecydowanie pogarsza mu się zachowanie do niemożności opanowania włącznie. W tym roku znowu najadłam się głównie wstydu przez niego, ale w gronie ściśle rodzinnym. Więcej nie dam się namówić na żadne wczasy świąteczne w górach, bo tam było jeszcze więcej ludzi i w ogóle.








środa, 19 grudnia 2012

Aż napisałam kilka słów.

Na ogół nie komentuję na cudzych blogach. Dyskusja w komentarzach na blogu Ani "Rak, bieganie i Senegal" pod postem o masakrze w szkole w Stanach zeszła tematycznie z dostępu do broni na agresję wśród autystów i aspergerowców i na lekarzy, którzy nie chcą diagnozować i rehabilitować swoich dzieci w tym kierunku. Postanowiłam się wtrącić i napisałam tak:

Powiem kilka słów ze strony matki aspiego lat 7. Walczę o normalne życie mojego dziecka, rehabilituję go, jak umiem (i ile kasy starczy), walczę o tolerancję w szkole, głównie z rodzicami jego kolegów. I po masakrze opisanej z puentą "bo to nie był normalny morderca, on miał zespół Aspergera!" boję się, co usłyszę na kolejnym zebraniu. Jeżeli pozwolę wykluczyć syna społecznie, to nikt nie ręczy za jego dorosłość. Bo on teraz jest w wieku ofiar a potem będzie w wieku sprawcy. Czuję odpowiedzialność nie do uniesienia na barkach naszej rodziny za przyszłość jego i ludzi, którzy go będą otaczali, ponieważ przez stereotypy co kilka miesięcy wali się wszystko. I od początku buduję środowisko, które może da mu szansę rozwinąć się na człowieka.(...) nie znam żadnego innego lekarza z dzieckiem ze spektrum autyzmu. Znam za to tylko jedną pediatrę, która się takich dzieci nie brzydzi.

Więc ten wpis był całkiem na poważnie i wcale bez poczucia humoru.

Wymianka na maranciakach


 Dostałam karteczkę wymiankową od eli z maranciaków. I to jest prawdziwe pergamano! A ja wykombinowałam taką technologiczną podróbę... Której zdjęcia wrzucę, jak wylosowanka zamelduje, że już ją widziała.

niedziela, 16 grudnia 2012

Dzisiaj bez czółenka, szydełka ani igły.

Z okazji posiadania dzieci nabywa się również uprawnienie do kupowania sobie nieprzyzwoitych ilości klocków lego. I do zabawy.
Domek nr 1 zbudowaliśmy pod kierownictwem męża a ja zajęłam się umeblowaniem. Najbardziej byliśmy ubawieni łożem z kolumienkami.














Domek niebieski zrobiłam sama w czasie, gdy starałam się nie przeszkadzać mężowi robić zamek. Mój wkład do zamku to panienka z odpowiednim orężęm i gargulec na bramie.

piątek, 14 grudnia 2012

cbś czyli coraz bliżej święta

Ha. Od prawie że września robię frywolitkowe śnieżynki. Czekają na hurtowe wykańczanie (nie wiem dlaczego nie robię tego pojedynczo). W międzyczasie popełniłam kilka gwiazdek szydełkowych a 3 z nich nadawały się do użycia bez krochmalenia-blokowania i wydałam je na potrzeby szkolnej choinki Ω'ka. Łoto łone.
Dodatkowo robię kartkię na wymiankię. Ale radocha.

czwartek, 11 października 2012

Cytat

Rano chory przedszkolak chce do taty!
- A nie może być mamusia? - pyta mamusia smutna i pominięta.
- Nie, bo tata to mój kumpel! Ty nie możesz być kumpel, bo jesteś baba!

czwartek, 4 października 2012

Uciekają.

     Uciekają mi myśli. W czasie dnia co chwilę staram się zapamiętać, żeby o tym i o tym i jeszcze to też napisać na blo, bo ciekawe. Jak wreszcie wyszarpię wolną chwilę i usiądę, to w głowie panuje nagła pustka.

Przypomniałam sobie, jak kiedyś mały Ω'eś suszył mi włosy, dmuchał na nie suszarką i śmiał się głośno: "One uciekają!One uciekają!".

środa, 3 października 2012

Gowy nie!

Wczorajsza kąpiel poprzedzona była oczywiście wielokrotnym, zwyczajowym okrzykiem "Gowy nie!"

Q: Jak nie będziesz mył głowy, to ci się we włosach zalęgną różne stwory i potwory!
Σ: Jakie?
Ja: Myszy i pająki!
Σ: Nie ma pająków! Pająki są niedaleko, w Warszawie.

Oglądałam wreszcie odcinek pani domu perfekcyjnej. Program emocjonalnie denny, ale coś dla siebie można wyciągnąć. Zmotywowałam się też, żeby ruszyć d*pę i trochę ogarnąć więcej, niż miałam ochotę, bo jeszcze wpadnie Małgosia R*zenek i zobaczy ten syf. Wszystkie pokoje obecnie są przechodnie (w sensie przejezdne pieszo, a nie zmieniające kolejno funkcje) i większość rzeczy mogę łatwo znaleźć w odpowiednich stosach w szafie/pudełkach.

czwartek, 27 września 2012

Uwzięłam się.

I wygląda na to, że dobrze. Ω chodzi do szkoły ogólnodostępnej i jak na razie radzi sobie, czym zamierzam się cieszyć, póki trwa. Kilka incydentów na świetlicy, mała histeria z tej czy innej okazji trafiają się i zwykłym dzieciom od czasu do czasu.
W poniedziałek uczestniczyłam w zebraniu zespołu, który opracował program pomocy mojemu dziecku. Osoby te co zawsze, tyle że w jednym miejscu i z długim papierem do podpisania dla mnie. Wnioski: 1h reedukacji z wychowawczynią o której się dowiedziałam teraz czyli 2 tyg. za późno, więc dotąd dziecko nie uczęszczało, spotkania z psychologiem nie wiadomo jeszcze ile i kiedy i z logopedą, też bez szczegółów. Wymowę ma dobrą, pracować będą nad... nie pamiętam, ale wiem o co cho. Na koniec spotkania zapytano grzecznie, co ja z tym dzieckiem we własnym zakresie, i nieśmiało, czy może ja w ogóle cokolwiek. No ja tak, jak najbardziej. I rozpisałam się na stronę A4. Pani pedagog przyznała, że dziecko "jest obstawione, więc musi być dobrze". No właśnie na to liczę. I dobrze, że nie pytały, ile to wszystko kosztuje...

protoczółenko nr2
I uwzięłam się, że jeśli wystartuje jakiś kiermasz świąteczny ze Stowarzyszeniem, to ja opylam frywolitkowe śnieżynki. I Chaśka się dołączyła, że ona się nauczy, a proszę, wszystko pokażę tyle razy, ile trzeba i potem znowu też. I  dałam jej pierwsze protoczółenko w związku z czym nie mam jego zdjęcia. Wzięłam się za produkcję czółenek z balsy, bo jak policzyłam ile mnie to wyniesie, jak zacznę wszystkim do nauki kupować, to się przestraszyłam.

Z innych wieści, to maluchy chore, a to krtań i bieganie w nocy po podwórku, żeby dziecko mogło oddychać, a to katar do pasa, a to kaszelek podejrzany, a to babcia donosi uprzejmie, że skarżył się na ból ucha. Kilka dni temu nawet Q się położył popołudniu zamiast grać na kompie, co znaczy, że naprawdę źle się czuł. Ja przeziębiona, kilka dni na fervexie, trudno. Gorzej, że wysiadło mi kolano. Mam styl życia "przespać, co złe", ale w nocy wstawałam z tym kolanem prochy brać. Spieszę jednak donieść, że JUŻ MI LEPIEJ! Wczoraj mnie asystentka zawlokła na rehabilitację i chociaż się darłam, ku uciesze recepcji, że się nie dam prądem kopać, to zostałam podłączona do maszyny i poszczypana nieco. Ale już nie trzeba, proszę mi wierzyć i dać spokój.

Wczorajszy wieczór spędziłam u Chaśki. Jej mąż skomentował, ze wyglądam jak siedem nieszczęść. Chaśka na to, że pewnie mnie też każe nałożyć 3kg tapety, ale on odparł, że mnie to by się jego zdaniem jakieś jednodniowe spa przydało. Nie ma to jak nasłuchać się komplementów.

czwartek, 13 września 2012

dni gminy

Na Dniach Gminy rozstawiliśmy stoisko Stowarzyszenia, żeby krzewić oświatę na temat dzieci z zaburzeniami funkcjonowania społecznego i zbierać fundusze na terapię integracji sensorycznej. Słabo nam szło, ale atrakcje mieliśmy fajne. Dzieci mogły lepić z masy solnej wklejając do wzorków różne ziarenka i kolorowe kamyki albo usypywać w słoikach wzory z tychże ziarenek i kamyków.
Ja rozstawiłam się ze stanowiskiem do frywolitkowania. Miałam wystawę kilku prac i hasło "ZRÓB KORONKĘ CZÓŁENKOWĄ". Kilka dziewczynek chciało się nauczyć. Wtedy wybierały kolor dość grubego kordonka, który nawijały na kartonowe czółenko. Niektóre najpierw wycinały sobie czółenko. Potem brałam od nich pracę i w ramach pokazywania motałam pół kółeczka, a potem na początku kierując ich dłońmi a potem tylko podpowiadając pomagałam im kółeczko skończyć. Po zaciągnięciu brały ze sobą mikropamiątkę własnej produkcji. Szkoda, że rzadko wrzucały coś do puszki zbiórkowej. Zabawa była przednia również dla mnie.

środa, 12 września 2012

Niespodziewanka.


Prosiłam Q, żeby odebrał Ω, bo akurat przechodzi wracając. Dzwoni za 10' Q i mówi:
- Pani mówi, że Ω'ka nie ma, bo jest na kółku teatralnym.
- ???
Zapytałam się tylko, kiedy to się kończy i wyraziłam nadzieję, że nie trzeba za to płacić. Moje dziecko zrobiło coś dla własnych zainteresowań z własnej inicjatywy i jestem przemiło przezaskoczona.

Σ do mnie:
- Jak będę duży, wielki wacał z placy i tata będzie malutki siedział w domu i powie "kuwa mać", to ja go będę lał.

Π biega z komórką Q przy uchu i grucha po swojemu od kilku minut. Problem w tym, że on potrafi odblokowywać przesuwając paluszkiem po ekranie dotykowym. W końcu Q sprawdza, w jakim stanie jest telefon i okazuje się, że kurdupel od kilku minut rozmawia sobie z Babcią. Babcia była zachwycona, że wnuczek zadzwonił i nie pomyślała nawet o tym, żeby się od razu wyłączyć. Zrobiliśmy szybki rachunek sumienia, o czym mogliśmy rozmawiać w ciągu kilku minut wstecz, ale nie przypomnieliśmy sobie nic kompromitującego do podsłuchania.

W wakacje rzuciłam się na szydełko. Płaska czerwona szmatka jest pierwszą próbą. Rząd oczek, półsłupków, narzuconych,słupków itd, co tam w książce.




poniedziałek, 10 września 2012

tłumaczenie przemyśleń frywolitkowych wg LadyShuttleMaker

LSM jest mistrzynią koronki czółenkowej. Można oglądać jej prace na http://ladyshuttlemaker.blogspot.com
Napisałam do niej mejla i uzyskałam pozwolenie na streszczenie po polsku i użycie zdjęć z posta o dacie 07.05.2012. Jakby ktoś chciał całość po angielsku jest tu:
http://ladyshuttlemaker.blogspot.com/2012/05/merely-interesting-observations.html
LSM pokazuje w nim szczegóły na które w swoich pracach zwraca uwagę frywolitkowy perfekcjonista.


Tłumaczę tak mniej więcej wg moich umiejętności co następuje:
http://ladyshuttlemaker.blogspot.com
 "Najpierw zajmiemy się oczywistymi różnicami między prawą a lewą stroną robótki. Na przypadek, gdyby ktoś się pogubił, przykład A został wykonany z użyciem wszystkich małych sztuczek, które tu omówię. Natomiast przykład B to normalna, codzienna, stara szkoła frywolitki. Można określić różnice między prawą a lewą stroną. Przykład B ma pół supełka na początku łańcuszka. Jeśli komuś zależy, jest bardzo prosto temu zaradzić - po prostu trzeba odwrócić kolejność półsłupków w łańcuszkach. (O tym mówi też metoda Jana Stawasza - przyp. tłum.)
http://ladyshuttlemaker.blogspot.com
 Inną różnicą między prawą a lewą stroną jest wygląd pikotek. Wiedzieliście, że pikotka ma przód i tył?
http://ladyshuttlemaker.blogspot.com
 ...i nawet nie myślę, że trzeba tu wyjaśniać.
http://ladyshuttlemaker.blogspot.com
 Teraz o innych sztuczkach. Przepuszczenie czółenka przez kółeczko przed jego zamknięciem robi drobną różnicę. W przykładzie A można zobaczyć, że to wypycha ostatni supełek na prawą stronę tak, że go widać, podczas gdy w przykładzie B jest nieco przekręcony i się gubi.
http://ladyshuttlemaker.blogspot.com
I w końcu... i prawdopodobnie moja nowa ulubiona metoda LHPJ czyli Larks Head Picot Join (czyli coś w stylu Skowronkogłowe Łączenie Pikotkami) wg KrystleDawn, o którym ona sama mówi, że zakłada pasek spodenkom supełka, czy jakoś tak."


Na koniec LSM pisze, że z praktyką takie sztuczki stają się całkiem proste i wchodzą w nawyk... albo i nie. Najważniejsze, żeby frywolitkowanie sprawiało radość a każdy niech robi, jak mu się podoba. Bardzo jestem wdzięczna LadyShuttleMaker (co dosłownie znaczy Pani Robiąca Czółenka lub Na Czółenkach) za pozwolenie skorzystania z treści posta i tych zdjęć.

niedziela, 2 września 2012

no i po wakacjach.

Nie zrobiłam zdjęcia nowym frywolitkom i jestem trochę o to na siebie zła. Trudno.

Wśród wojaży Q. stwierdził, że chyba muszę zacząć pisać bloga, skoro z upodobaniem tyle blogów czytam. W ten sposób mogłabym zatrzymywać pewne teksty dziaciarni w czasie zanim ich zapomnę.

Σ poszedł z tatusiem w góry do ruin zamku. Potem z przejęciem relacjonował nam w chatce.
- Widziałem zamek! Zabity zamek. Sczeliła do niego ajmata i jozwaliła zamek! - opowiadał ze łzami w oczach.
W ruinach baszty wśród lasu zaskoczył ojca swoją wyobraźnią dwulatka.
- W nocy ten zamek się składa. Te kawałki lecą i się łączą i jest cały, niezabity!
Zwiedziliśmy jeszcze kilka zamków, ale zamek bez armaty nie jest wart uwagi. Chyba że posiada smoczą jamę, przed wejściem której smok zieje i oczy młodzieży rozszerzają się na pół twarzy z zachwytu.


niedziela, 8 lipca 2012

czerwiec gdzieś się przewinął

i poleciał dalej. Pod koniec zaliczyliśmy dość hardcorowy wyjazd z trójką łobuzów nad morze. Wzięliśmy sobie też Dziadków, więc mieliśmy przewagę liczebną. Było zimno i lało, ale jesteśmy zadowoleni. Mąż ulepił kilka zamków z piasku. Ω z sukcesem podrywał ratowniczki - nie da się wytłumaczyć "nie rozmawiaj z obcymi" czy "nie zawracaj głowy, pani tu pracuje". Σ przylał kilku dzieciakom łopatką, bo mu przeszkadzali. Π przeżył. Dziadek też przeżył, ale był hospitalizowany -  nie przez dzieciaki.
           Aktualnie Ω'ka wożę na półkolonie organizowane siłami sprzymierzonymi również naszego Stowarzyszenia. Wypaliły, hurra! I dzieciaki zadowolone. Byli w klubie sportowym, na torze kolarskim krytym, licznych spacerach. Na basenie i placu zabaw bywają regularnie a w planach mają park linowy. Dostają obiady.

norwegian dragon design by Anne Bruvolds


           Na obrazkach smok, na którego zrobienie od dawna miałam odpowiedni kordonek i wielką ochotę i naszyjniczek, który dostała Chrzestna Ω'ka z okazji swojego zamążpójścia (oprócz koperty).
Zrobiłam jeszcze 2 naszyjniczki o prostych wzorach z różowymi i fioletowymi koralikami dla siedmioletnich jubilatek, które zaprosiły całą klasę, więc Ω'ka też, na urodziny do sali zabaw.
             Z zapraszaniem aspi jest sporo kłopotów. Potrzebują dodatkowej uwagi, najlepiej opiekuna a idealnie z mamą w komplecie, chociaż wtedy zabawa gorsza, fatyga dodatkowa a ryzyko wciąż niewyeliminowane całkowicie. Bella niedawno zwróciła nam uwagę na problem braku/małej ilości przyjaciół aspich. Opowiadała, jak wiele wysiłku kosztowało ją zachęcenie dzieciaków z sąsiedztwa, żeby kolegowali się z jej synem. Nauczyła ich, jak radzić sobie z jego napadami szału. Rozdała swój nr telefonu. Jak się robi męczący, zabiera go do domu pod pretekstem np. obiadu. Ale teraz dzieciaki przychodzą po niego, żeby się z nimi bawił, nie boją się go, uczą się tolerancji. Momi powiedziała z przerażeniem, że sobie nie wyobraża, że pół osiedla zna jej nr telefonu. "Przygotuj się na to, jak twój będzie starszy - powiedziała Bella. - Jeśli chcesz, żeby miał przyjaciół."

poniedziałek, 14 maja 2012

mai



Myślałam o tym, żeby zakumplować się z blogerkami frywolitkującymi, np. z Palermo Tatters. Miałabym do nich wiele pytań. Zastanawiam się jednak, czy nie powinnam wtedy przynajmniej niektórych fragmentów postów pisać po angielsku albo podawać obok tłumaczenie. Muszę to przemyśleć. Albo zrobić :)
Na razie wkręciłam się na maranciaki.pl i też bardzo mi się to przydało. Porady, inspiracje i ciepło, które sobie tam wspaniałe kobiety nawzajem przekazują to bezcenne bogactwo.

W domu niezbyt wesoło.  Ω-k szaleje w szkole. Ostatnio wydało się, że od tygodni wymuszał na jednym koledze samochodziki strasząc, że go udusi. Chyba nie pisałam, jak leciałam wieczorem do optyka z okularkami chłopaczka z pierwszej klasy, równolegle zawożąc Ω-ka na zajęcia a po nich znów do optyka po naprawione okularki i raniutko z okularkami do kierowniczki świetlicy. Rodzice poszkodowanego pierwszaka byli zadowoleni, pani kierowniczka też. Co się nastresowałam, to moje...
W wyniku śledztwa nt. skąd Ω-k ma w szkole pieniądze okazało się, że kradnie. Aktualnie wiadomo, że 20 zł z mojej torebki. Wzmagamy czujność, zwłaszcza wychowawczyni. Dzieciak intensywnie pracuje na zniszczenie do końca swojej opinii w szkole i żadne argumenty do niego nie trafiają. Ciężko mi z obawami o przyszłość. Bieżąco wiadomo, jakoś się wszystko pcha, ale po głowie przewalają mi się lawinami potencjalne sytuacje rujnujące różne sfery życia różnych członków naszej rodzinki. Oczywiście, staram się nie myśleć. Super.

Co u reszty: Σ-k liczy do trzech, chociaż nie zawsze na zawołanie a Π-k bez zmian. Marudzi na przemian z wdzięczeniem się. Obie rzeczy udają mu się przebojowo. Q wspiera mnie, jak umie, chyba że akurat mu się nie chce, ale jakoś jeszcze się ze mną nie rozwiódł, chociaż często odganiam go od grania na komputerze argumentując bezpośrednim zagrożeniem życia dzieci wynikającym z  aktualnych, bardzo różnych sytuacji. Fizycznie jesteśmy akurat wszyscy zdrowi (hurra!!/tfu, tfu...).

Plątałam nieco frywolitek. Nie mam wszystkich zdjęć, Q musi mi pomóc wyciągnąć z telefonu. Niebieską bransoletkę z poprzednich postów dostała koleżanka Mamy z Łodzi na koniec kilkudniowej wizyty u nas w weekend majowy. Ach, co to był za cudowny czas! Chyba napiszę o tym posta, tylko po to, żeby sobie z przyjemnością powspominać...

Grafik mamy napięty. W środę próba chóru przed ślubem matki chrzestnej Ω-ka. W czwartek jedziemy z I. żebrać po różnych firmach o pieniądze na salę i terapię SI dla naszych dzieciaków "Niezwykłych". W sobotę różne cuda, więc trening umiejętności społecznych przeniesiony na niedzielę. Za 2 tygodnie dzień dziecka z Toto Animo. I wtedy zaczniemy się lansować po mieście powiatowym. O pracy nie chcę nawet wspominać, bo atmosfera jest momentami napięta, mnóstwo spraw czeka w zawieszeniu. I już powinnam podania o urlop pisać i nawet mniej więcej wiem, co się zadzieje w wakacje. Oby się udały nie gorzej niż majówka, to będzie cudnie.

sobota, 7 kwietnia 2012

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

odżywam

     Powoli podnoszę się po ponadtygodniowej chorobie. Tym razem bez antybiotyku, bo to byłby trzeci w tym roku. Odpuści mi stres związany z wyborami placówek oświatowych, bo na dalszy rozwój wypadków nie mam wpływu. Terapia Omka rozplanowana, toczy się rozpędem, jakoś daję radę. Byle wpaść w koleiny rutyny i do przodu. Tydzień zorganizował się w rytuały i nie jest już tak męczący, bo nie trzeba o wszystkim myśleć od zera. Teraz się po prostu odhacza kolejne wykonane zadania w terminach lub tuż po.
      Do spowiedzi nie poszłam, bo leżałam w czasie rekolekcji. To mnie jeszcze trapi. Sprzątanie fizyczne już mniej, za leniwa jestem, gości ma nie być a i tak wszystko zasyfi banda łobuzów, zanim dojadę do końca. Więc luzik.

     Wrzucam zdjątki nowych fry. O. Naszyjnik jest dla asystentki, tym razem praca na miarę. Dlatego ja mierzę na golfie. Ale awaryjnie zapięcie ma swego rodzaju regulację, co widać na drugim zdjęciu. To perełka wtykana w odpowiednie kółeczko a do wyboru jest ich 5. Widać także wykończenia innych moich robótek z niebieskiego, w tym resztkowe kolczyki. ;)
     Teraz już będzie dobrze. Co mogę, to łapię a co nie mogę, to nawet jak się będę przejmować, to nic nie pomoże.

"Człowiek, który żyje świadomy tego, że JEST ZMIANĄ, zaczyna żyć tak świadomie, że coraz więcej pamięta ze swojego życia, ponieważ uczestniczył świadomie w samym sobie i w zmianie, jaką był. (...) Pamiętaj, że im człowiek mądrzejszy (...), tym bardziej wraca do tu i teraz (...). By być panem tej przemiany."  (Fabian Błaszkiewicz SJ)

piątek, 16 marca 2012

och i fry

   Napisałam się, namarudziłam i ff się powiesił. No to nie piszę tego drugi raz. Było o moich wątpliwościach co do szkół integracyjnych.
   W szkole cały czas bez zmian. Próbują nas namówić na pierwszą klasę gdzieś indziej. Zaczynam się nad tym zastanawiać. To trudna decyzja. Nowe środowisko, inni koledzy, dojazdy. Niestety aktualnie z tego, co się dzieje w szkole Ω prawie nie korzysta. Wychodzi z sali, nie uważa, przeszkadza. Nie chce brać udziału w angielskim, rytmice, religii. No to trochę bez sensu taka szkoła, korzyści z niej tyle, co ze świetlicy. A w Pruszkowie nauczyciel wspomagający jest tylko 10 h w tygodniu. Czyli tyle, co nic w proporcji do potrzeb.

  Wstawiam dwie fry. Byłam coś winna asystentce za worek włóczek. Dałam jej do wyboru te dwie rzeczy z kordonków z jej worka. Wolała naszyjnik, ale był za krótki nieco, bo nie wszyscy lubią obroże. Zrobię nowy. Zaskoczyłam ją i w zamian przyniosła mi koraliki typu perłowy ryż.
   Planuję zrobić z nich kolczyki, bo mam akurat niepełne czółenka tej niebieskiej.

wtorek, 6 marca 2012

Gorszy okres.

     Niestety, ostatnio Ω ma gorszy okres. Ze szkoły wciąż uwagi. Czapkę koledze w błoto wrzucił, nie bierze udziału w rytmice, na religii poszedł sobie, nie było go pół godziny. Z zajęć Stowarzyszenia wyleciał 2 razy w pół godziny. Bywa agresywny, nawet pani od angielskiego oberwała. Wczoraj na angielski nie raczył pójść w ogóle. W domu sobie radzę, ale w szkole zaczyna się masakra. 
     Zaczynamy nową terapię treningu umiejętności społecznych. Może to, a może mijanie przesilenia wiosennego coś zmienią. W styczniu było momentami super. Bywał grzeczny, pracował na lekcjach. Zmotywował go kolega obiecując drogą zabawkę.
     Sama nie chcę korzystać z niewychowawczego przekupstwa. Próbuję mu tłumaczyć użyteczność szkoły, potrzebę znajomości angielskiego, konieczność kulturalnych zachowań i kontrolowania agresji. Ω bardzo chce przystąpić do I Komunii Św., ale to go nie przekonuje do szanowania siostry na religii. Momentami witki opadają.
     Ale... jedziemy dalej. Tłumaczę, co mogę, krótko i na temat, możliwie na bieżąco. Zawożę na wszystkie zajęcia. Staram się utrzymywać w domu miłą atmosferę, żeby się nie ładował negatywnie przed wyjściem z domu. Hodowaliśmy roślinki, hodujemy kryształy. Pilnuję, żeby codziennie wieczorem mu czytać.
     Zbieramy 1% na Stowarzyszenie. Ciągniemy siłami z rezerw, ale ciągle jeszcze je mamy. Jako rodzice ciągle mamy głębsze rezerwy. Tak obserwuję po Stowarzyszeniu. Wiele dzieci teraz się "posypało". Niektóre przechodzą na nauczanie indywidualne. To jest trudne dla Rodziców, momentami traci się poczucie sensu tego całego, ogromnego, codziennego wysiłku wychowania i rehabilitacji. Nie wiem, co mają powiedzieć w sytuacji zmęczenia własnego materiału rodzice podopiecznych hospicjów...
     Niespecjalnie optymistyczny akcent mi się trafił na koniec posta. Siadam do frywolitki, niech mi się fale mózgowe ustawią w alfa i złapię nieco spokoju. Kończę niebieski naszyjnik.

Równowaga, równowaga, równowaga...i jest równo! (Xiao Po)