środa, 23 listopada 2011

O.

     Dziś Ω przyniósł ze szkoły kolejną uśmiechniętą buźkę z adnotacją, że nie wykonuje zadań i ćwiczeń. Tak się umówili z panią, że daje jej spokój i innym dzieciom też a dzięki temu, że jest grzeczny, oni mogą pracować. W zamian za to pani nie zmusza go upierdliwie do robienia niczego zgodnie z programem. I przyniósł drugą uśmiechniętą buźkę pod rząd. To już trzecia w tym miesiącu.

wtorek, 22 listopada 2011

Fioł.

     Mam lekkiego fisia na punkcie domków. Urosłam, więc już nie dla lalek, chociaż właściwie też. Uwielbiam jeździć wieczorem po mieście i patrzeć ludziom w rozświetlone okna. Niektórzy mają w środku ładnie. Uwielbiam strony i gazety z urządzaniem wnętrz i małą architekturą. Godzinami potrafię oglądać książki na ten temat. Z lupą siadam nad Fadonem albo Neufertem. Nieco może nietypowe, ale skoro jest mnóstwo pożywki na ten temat, znaczy popularne. No, nie jestem hipster, wychodzi na to. Too mainstream, kitty.
     Ostatnio oglądam domki wiktoriańskie. Dzieła sztuki. Akurat wnętrza moim zdaniem przeładowane, ale sam styl w ogóle mmm.... wzdych. Raczej się takiej chałupki nie dorobię. Ale marzenia są takie słodkie.

    źródło: ontarioarchitecture.com
      Idąc za tym, co smakuje Ω obżarł się w sobotę surowej kapusty. Dziadkowie ładowali beczkę do kiszenia. Babcia prosiła, powtarzała, że co za dużo, to niezdrowo, ostrzegała. Ale dziecko z zespołem Aspergera rzadko uczy się bez własnych błędów. Następnego dnia doprawił pigwą w syropie w ilości hurtowej. Sam bez pozwolenia kradł Babci ze świeżych słoików. W niedzielę wieczorem wszystko zwrócił na dywan z ulicami. Wyprałam 2 razy widok na miasteczko i jakoś w miarę pozbyłam się zapachu. Uwaga warta zapamiętania i do powtórzenia dzieciom w wieku licealnym - do wstępnego sprzątania skutków mieszania alkoholu wspaniale sprawdza się szufelka (śmietniczka). Tak jak i powodzi, o czym pisałam 2 tygodnie wcześniej.
     Potem nastąpiła ciężka noc. I do szkoły dziecko wróciło we wtorek, czyli dziś i - uwaga! - przyniosło wesołą buźkę!!! Hip hip, hurra! (Buźki odzwierciedlają zachowanie. Zdarza mu się przynosić smutną buźkę i 4 szóstki, jako oceny nauki, dosyć często.)

piątek, 11 listopada 2011

Wczesnym wieczorem wyciągałam pęsetą kawałek papieru toaletowego, który Σ wsadził sobie głęboko do nosa. Szybka akcja, ale biedny Dziadek był przestraszony. Dziś zauważył głośno, że niedawno jeszcze martwił się o jedno dziecko (mnie), a teraz już się martwi o cztery na raz. Cóż, takie życie.
Swoją drogą brawa dla dziecka, które nie tylko uczy się smarkać, ale i kozy próbuje sobie sam z noska wyciągać papierem zwiniętym w rulonik.

Mskr! i Skyrim!

     Wczorajszy dzień był średnio udany pod względem milusińskiego z zespołem Aspergera. Zwłaszcza wieczór.
     Jak co czwartek ruszyliśmy się do miasteczka po ciasteczka. Wróć. Nie po ciasteczka. Na zajęcia plastyczne. Terapia Ω'i w rówieśniczym gronie podobnych do niego wysokofunkcjonujących autystów. Mamusie siedziały(śmy) sobie w swojej sali snując marzenia o rozwoju stowarzyszenia. Ach, gdyby tak mieć siedzibę, swoją własną, żeby dzieciaki miały gdzie mieć zajęcia, nawet integrację sensoryczną. Żeby mieć własny czajnik i móc wybierać sobie godziny, żeby wspólnie nad czymś tyłek posadzić, pogadać w dowolnym momencie we własnej sali. I przyszło dziecko mówiąc, że łazienka pływa. Pobiegłyśmy z M. ocenić sytuację.
     Cieciowa zachłysnęła się oburzeniem.
     - Który to?!
     - Wiemy, ale nie powiemy. - odpowiedziała stanowczo, ale z uśmiechem M. z nad mopa.
     Łazienka pływała, bo słabo działał odpływ zlewu, a jedno dziecko za mocno odkręciło wodę i nie miało siły zakręcić. Zamiast donieść o tym pani cieciowej, poszło na zajęcia, bo się wstydziło powiedzieć. Można się łatwo domyślić, które to takie mądre, chociaż wszystkie w kategoriach rozrabiania są nieprzeciętne. Ja wiem, bo widziałam, jak Ω się przyznaje M.
     M. chwyciła za mopa, ale słabo szło usuwanie skutków powodzi takim sprzętem, więc zagarniałam wodę szufelką do wiader, a I. wynosiła pełne do drugiego klopa.
Po godzinie słuchania biadolenia cieciowej "Co to za dzieci?!" , opanowałyśmy sytuację. Odpowiadałam cieciowej w głowie "Wiadomo, niezwykłe! Tak się nazywamy przecież".
     I wymarzona siedziba będzie miała kratkę w podłodze w łazience i nie będzie problemu z ewentualnym zalaniem.
     Po powrocie do domu, godzinę później, niż było w planie (za pomocą łazienkowej topieli), czekały nas dalsze atrakcje. Wykąpaliśmy mniejszą młodzież, sztuk dwie i zastanawiałam się, czy Ω'i nie wsadzić pod prysznic rano, bo już mi się nic nie chciało. Wtedy Q wywąchał, że coś się pali. Młody smażył psa z koralików, żeby mu się lepiej skleił, na lampce (mojej wspaniałej lampce biurkowej, którą dzierżawi, a nie odziedziczył!). Straty: pies, żarówka lampki, powietrze w pokoju mimo wietrzenia, skóra na opuszce kciuka młodego. Ω próbował nawet coś działać, żeby ratować sytuację. Widziałam na miejscu zbrodni jakieś mokre papierowe ręczniki i okno było otwarte.
     Wsadziłam kciuk młodego pod bieżącą zimną wodę na 15 min i poszłam oceniać i usuwać skutki. Ω żalił się z łazienki, że boli, więc wróciłam z odpowiednim syropkiem. Na miejscu zastałam kolejną cichą tragedię. Z drugiego kciuka spływała kaskadą krew, ale Ω udawał, że nic się nie stało. Wg wymuszonych zeznań okazało się, że synek się nudził w łazience i jedną pozostałą suchą ręką usiłował rozłożyć na części maszynkę do golenia mojego męża. Udało mu się zresztą, maszynka na swoim miejscu na półeczce leżała w częściach. Obmyłam krew i poszłam po plaster. A następnie po telefon i grzecznie przez intercom załatwiłam młodemu nocleg u Babci piętro niżej, bo pokój okazał się niemożliwy do zamieszkania. 
     Na dole przed snem Ω leżał już z plastrem na jednym i panthenolem na drugim kciuku. Cichutki, zbolały. Babcia mu tłumaczyła:
     - Ω'siu. Trzymaj się z daleka od nieostrożnego użycia prądu, gazu, ognia, wody... i czego jeszcze mama? - zwróciła się do mnie.
     - I ostrych rzeczy - uzupełniłam.
     Σ przenocował na kanapie w salonie. A dziś Ω pojechał z drugimi Dziadkami na defilady. Plaster ściągnięty, martwą skórkę sobie sam urwał. Po oparzeniu nie było purchla, dzięki natychmiastowemu długotrwałemu chłodzeniu. Przydały się zajęcia z kombustiologiem na medycynie katastrof.


     Ukochany mąż miał o północy obejrzeć transmisję z premiery Skyrima, ale kilka drobiazgów zepsuło mu radość.
* Gry nie dało się zainstalować wcześniej, ani pobrać patcha też.
* Premiera europejska nie wypaliła o północy, więc wspólnota fanów czekała na północ wg czasu londyńskiego.
* Potem jednakże też wyczekiwana chwila nie chciała nadejść. Więc fani się wkurzyli i poszli spać. Nabuzowany adrenaliną Q biedny nie bardzo mógł zasnąć.
* Rano zerwał się o 7 am i chciał odpalić wreszcie grę. Ale Steam kazał mu ściągnąć 7 GB. Q się zdenerwował, przecież miał grę na płycie. Po półgodzinnym wojowaniu z systemem udało się dojść do kompromisu i musiał ściągnąć jedynie 2 GB patcha.
* Gry nie dało się tymczasowo uruchomić bez patcha.
* 2 GB ściągały się na naszym wspaniale szybkim łączu do popołudnia.
     Dopiero teraz siedzi i gra. Pada mu tam śnieg i w ogóle jest bardzo ładnie na tym ekranie. I rzeczywiście wstęp urywa d*pę. Zaczyna się jak inne Elder Scrollsy, jako skazaniec. Cudem uchodzi się śmierci. Czary wyglądają bardzo efektownie. Smoki są piękne i wyglądają bardzo naturalnie (a może raczej prawdopodobnie). Roślinki znikają po zerwaniu. Drzwi ruszają się, jak się przez nie przechodzi. Ludziki pracują a nie tylko snują się po wsiach. Za jakiś miesiąc, jak się wreszcie Q odklei od stacjonarki, z przyjemnością sobie pogram :)

środa, 9 listopada 2011

stary blo wetknięty

Umieściłam stary blog na jego miejscu. Trochę się pozmieniało, wiadomo, do przodu. Obok Q z M.(brat) na skypie grają w Starcrafta 2. Nawet chcieli grać ze mną, ale dziś jest nowy patch i Q już go ściągnął a jeśli ja teraz zacznę, to będą mieli laga. Łącze mamy w domku średnio szybkie.
Ω, Σ i Π (najnowszy w rodzinie) śpią grzecznie, ale panowie w feworze walki potrafią wrzasnąć, więc ich uciszam co chwilę.
- Stawia canony! U ciebie? Nie, u mnie! (canon rush)
- Darki! Mam w bazie darki!
- Idzie na Voidreje!
- Idę na muty. Uródź ze 2 stalki w domu. Nie masz mignięcia?
- Nie. Robiłem szybkie nóżki. (do zetów)
Jutro ostatni dzień, kiedy będą grać razem przed przerwą. W piątek wychodzi Skyrim i Q przestaje tymczasowo istnieć dla świata.

wtorek, 8 listopada 2011

Ło.

     Jak się połapię, jak to wszystko działa, to wkleję tu posty z poprzedniego bloga. Będą sprzed półtora roku mniej więcej. Zmienię sobie wygląd i w ogóle będzie ładnie i elegancko.
     Dziś Rodzice czytali oferty biur podróży i Mama żartem zaproponowała Tacie urlop na Wyspach Kanaryjskich. Tata odpowiedział, że nic z tego, bo mają już trzech kanarków. To o synkach moich tak ładnie.
     Dziś przy okazji grupy wsparcia koleżanka A. zwróciła mi uwagę, jak różne problemy mają nasze dzieciaki. Ja się martwię, że Ω walczy z całym światem, a ona by chciała, żeby jej M. był taki otwarty.
     Wcześniej Tata wspominał, że kiedyś pełno było dzieci z problemami i nikt się nad nimi nie rozczulał, chociaż też rodzice się martwili. Kiedyś Rodzice byli u znajomych na imieninach. Synek znajomych, gdyby aktualnie był mały, na pewno zostałby zdiagnozowany jako hiperaktywny, ADHD czy inne co. Regularnie powodował straty w ludziach i sprzęcie, wszystko niechcący. W trakcie wspominanych imienin uczestnicy imprezy usłyszeli huk, łoskot i brzdęk sugerujące zniszczenie w okrutny sposób mienia typu rower na skutek wybitnie nieudanych manewrów. Gospodyni poderwała się z okrzykiem:
     - To na pewno Piotrek, tylko on potrafi tak się przewrócić na rowerze!
     - Niemożliwe - uspokajał ją mąż. - On przecież już nie ma roweru.
     - To na pewno Piotruś!
     - Nie wierzę. Nie miałby na czym jechać, bo rozwalił już wszystkie rowery w okolicy.
     Po chwili pojawia się Piotruś. Kuleje, krew obficie spływa z kolana, wlecze za sobą zwinięty w ósemkę rower.
     - Tato, zrób coś z tym.
     - (*&^%! Skąd wziąłeś rower?!
     - Pożyczyłem od Krzyśka.
     - On mieszka dwie ulice dalej! Aż stamtąd musiałeś rower wziąć i rozwalić?!

      Wniosek: z Ω nie jest jeszcze tak źle.